Są takie gry, o których wiesz po pięciu minutach, że zniszczą ci tydzień. BALL x PIT to właśnie taki przypadek. Już po kilku odbiciach wiedziałem, że wpadłem po uszy.
Właściwie wystarczy obejrzeć zwiastun, żeby zrozumieć, czy to twoje przekleństwo. Czujesz dreszcz nostalgii na widok rozgrywki rodem z Breakouta? Wpatrujesz się w ekran, zahipnotyzowany odbijającymi się kulkami? A może hasło „system budowania miasta” sprawia, że przyspiesza ci tętno? W takim razie – odłóż wszystkie plany, bo przepadasz.
Formuła jest piekielnie prosta i równie uzależniająca. W trakcie rozgrywki wystrzeliwujesz kule, by rozbijać coraz niżej opadające bloki wrogów. System progresji inspirowany Vampire Survivors pozwala zbierać doświadczenie, rozwijać arsenał kul (każda ma własną moc – łańcuchowe błyskawice, truciznę i całą gamę cudów), a także przedmioty zapewniające pasywne bonusy.
Pokonasz bossa etapu – albo zginiesz próbując – i wracasz do swojego miasteczka. Tam zaczyna się druga połowa uzależnienia: strzelasz kulami (czy raczej bohaterami, których odblokowałeś) we… własne zasoby. Zbiory? Trzeba odbić. Ścięcie drzewa? Odbić. Budowa nowego domu? Odbić. Każdy budynek daje nowych bohaterów, premie i opcje na kolejne wyprawy.




I jak tu nie zrobić „jeszcze jednego runa”? Przecież trzeba przetestować nowy sprzęt. A skoro zdobyłeś złoto i projekt, to wypada coś zbudować przed snem. A skoro już zbudowałeś… no przecież trzeba sprawdzić, jak to działa. Widzisz już, dokąd to zmierza? To pętla, z której naprawdę trudno się wydostać.
Prawdopodobnie jej skuteczność jest wręcz nieproporcjonalna do faktycznej głębi gry. Owszem, można się bawić w budowanie buildów, łączyć kule, tworzyć potężne kombinacje – ale BALL x PIT nie udaje, że jest grą strategiczną. Odbijanie jest proste jak konstrukcja cepa. Nie ma tu miejsca na sprytne trick-shoty, a nawet jeśli twoje miasteczko możesz dopieścić do perfekcji, gra wcale cię do tego nie zmusza.
Zamiast tego stawia na radosny nadmiar. Nowi bohaterowie mają coraz bardziej absurdalne zdolności – potrafią odwracać grawitację, zamieniać rozgrywkę w turówkę, a niektóre budynki kompletnie wywracają system progresji. Nie zdradzę szczegółów, bo właśnie ta nieprzewidywalność to sól tej gry. W jednej chwili coś wydaje się niemożliwe, a chwilę później robisz to z zamkniętymi oczami, kompletnie przegięty w poziomie mocy.



Ten brak umiaru ma swoją cenę. Balansu tu jak na polskich drogach po zimie – niby jest, ale dziury widać. Niektóre postaci to czysta frajda, inne – porażka. Cogitator, który sam wybiera wszystkie ulepszenia zamiast pozwolić ci budować build, to prawdopodobnie najbardziej irytujący bohater roguelike’a, jakiego widziałem.
Ale właśnie ten chaos jest tu narkotykiem. Gra co chwilę nagradza cię nową zabawką, nowym absurdem, czymś tak szalonym, że nie możesz się oderwać. Gdy zaczynasz czuć znużenie, BALL x PIT wrzuca w ciebie nowy pomysł, jakby mówiła: „Zobacz, co teraz zrobię z twoim wolnym czasem.”
I działa. Przez pierwsze 20 godzin bawiłem się jak dzieciak na cukrowym haju – może trochę dłużej, bo moja architektura miasta wołała o pomstę do nieba. Potem entuzjazm nieco opadł, choć New Game+ potrafi przytrzymać zapaleńców na kolejne dwadzieścia godzin. Ja jednak czuję, że mogę już spokojnie zdjąć palec ze spustu.
Nie jest to więc gra o nieskończonej żywotności, ale przez tydzień BALL x PIT zawładnęła moimi myślami jak zły romans. I jestem jej za to wdzięczny. Najbardziej kocham w roguelikach moment, w którym gra daje ci zasady – po to, byś mógł je z radością złamać. A BALL x PIT robi z tego sztukę. Sztukę odbijania się od wszystkiego, co stanie ci na drodze – jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Szalone, kolorowe, lekko toksyczne uzależnienie – BALL x PIT to czysty hedonizm w pikselach, który odbija ci rozsądek szybciej niż kula od ściany.
Plusy
Piekielnie wciągająca. Kapitalny balans między prostotą a chaosem. Masa dziwacznych pomysłów. Uczucie nieustannego postępu. Zabawny, autoironiczny klimat.
Minusy
Brak balansu między postaciami. Ograniczona głębia mechanik. Momentami męcząca. Po jakimś czasie większość magii znika.



