Ze Stefanem Bratkowskim i Bogdanem Misiem z wortalu Studio Opinii rozmawia Piotr Perka
Skąd pomysł na Studio Opinii (http://alfaomega.webnode.com)?
Bogdan Miś: Od pewnego czasu – w sumie koło dwóch lat – trwały dyskusje w grupie wieloletnich przyjaciół, skupionej wokół Stefana Bratkowskiego i Fundacji Centrum Prasowe dla Europy Środkowo-Wschodniej. Dyskutowano o potrzebie stworzenia pisma opinii, adresowanego do dość elitarnego grona klasycznej inteligencji polskiej; pisma takiego na rynku nie ma, nawet bowiem świetna „Polityka” mierzy w czytelnika bardziej masowego. Chodziło przy tym o pismo nieafiliowane przy żadnej partii politycznej, całkowicie niezależne także od biznesu, presji rynku reklamowego itp.
Jak doszło do powstania serwisu?
Stefan Bratkowski: Dyskutujący zespół – którego skład zresztą był zmienny – doszedł do wniosku, że jedyną możliwą formą realizacji takiego pomysłu jest serwis internetowy. Sieć była i jest jedynym miejscem, które pozwala uniknąć wielkich kosztów – a jednocześnie umożliwia dotarcie do obytych z technologiami informatycznymi ludzi młodych. No i do inteligenckich środowisk pozawarszawskich. Nie bez znaczenia jest również i to, że także dostęp do serwisu internetowego jest bezpłatny; polska inteligencja tradycyjnie wszak groszem nie śmierdzi…
Kto tworzy Studio Opinii?
Stefan Bratkowski: Obecnie serwis tworzy stały zespół ok. 15 dziennikarzy o dużym dorobku zawodowym i twórczym, który sformował spółkę z o. o. . Zespół ten sięga z premedytacją tradycjami do dwóch niegdyś ukazujących się legendarnych tytułów prasowych: „Po prostu”, rozwiązanego przez władze PRL w roku 1957 i „Życia i Nowoczesności”, również karnie rozwiązanego w latach siedemdziesiątych. W skład zespołu wchodzi zresztą kilku dziennikarzy, którzy współtworzyli przed laty oba te pisma.
Poza tym trzonem jest jeszcze spora liczba – obecnie już kilkudziesięciu – stałych współpracowników, wśród których są wybitni polscy naukowcy, kilku świetnych artystów plastyków, bardzo znani dziennikarze współczesnych mediów – ale także ludzie młodzi, których twórczość i poglądy „Studio” zaakceptowało. Wymienimy tu choćby zamieszkałą bardzo daleko od Warszawy świetną prawniczkę, Magdę Jungnikiel, która na naszych łamach błyskotliwie debiutowała. Współpracują z nami także wybitni polscy blogerzy.
Jakie cele stawia sobie Studio Opinii?
Stefan Bratkowski: Mówiąc najogólniej: pomoc w budowie w Polsce nowoczesnego republikańskiego świeckiego demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego. W naszej witrynie piszemy o tym tak: „Studio opinii“ to internetowa inteligencka gazeta opinii, komentarzy i analiz. Redagujemy ją po to, by elita umysłowa miała swoje miejsce spotkań i dyskursu, możliwie interesującego, u siebie i na swoich warunkach, wolnego od wszelkich zależności, powiązań, politycznej mody, ukrytych intencji, bez oglądania się na „słupki oglądalności“.
Chcemy przestrzegać tu zasad przyzwoitości, zdrowego rozsądku, kultury i… poczucia humoru, dbać o normalność. Czując się odpowiedzialni za to, co wszyscy razem zrobimy z Polską. Z Polską bez numeracji. Oczekujemy współpracy i wypowiedzi wszystkich, którzy mają coś rzeczowego i kompetentnego do powiedzenia, albo przynajmniej – mądrego.
Kim są czytelnicy?
Stefan Bratkowski: Statystycznie: 34% – to mieszkańcy Warszawy, 28% – innego miasta wojewódzkiego, 18% – to mieszkańcy miast powiatowych, 7% wsi. 10% naszych odbiorców mieszka i pracuje poza Polską (w większości także poza Europą).
Rozkład wieku jest wśród ludzi dorosłych zabawnie równomierny: do 20 lat 8%, 21-30 – 16%, 31-40 – 16%, 41-50 – 20%, 51-60 -20%, ponad 61 też 20%. 60% stanowią mężczyźni.
27% naszych Czytelników nie ma wyższego wykształcenia, 73 je ma, w tym 9% ma doktoraty i habilitacje. 9% deklaruje się jako zwolennicy prawicy, 57% – centrum, 26% lewicy reszta (8%) nie ma określonych poglądów. 57% z nich to przedstawiciele zawodów wolnych i twórczych oraz samodzielni biznesmeni; 83% zarabia do 5000 zł, 17% – więcej.
Z czego utrzymuje się serwis?
Stefan Bratkowski: Z niczego na razie. Wszyscy pracujemy społecznie. Jedyne poniesione wydatki – to wynajęcie powierzchni na serwerze i koszty zorganizowania spółki. W przyszłości trzeba będzie zapewnić sobie profesjonalną obsługę informatyczną, przewidujemy także możliwość honorowania publikacji. Poza samym portalem mamy także pewne związane z nim plany biznesowe nieco innego rodzaju, ale o tym wolelibyśmy chwilowo nie mówić. Ale to naprawdę pieśń przyszłości.
Kto może w nim publikować?
Stefan Bratkowski: Najprościej byłoby powiedzieć: każdy. Ale to byłaby nieprawda. Od tekstów wymagamy pewnego minimum poziomu warsztatowego, przede wszystkim. Pisać zaś może u nas każdy – kto zaakceptuje, że teksty podlegają obróbce redakcyjnej (nie tylko adiustacji, ale także dyskusji nad tezami, życzliwej zawsze, ale bardzo pryncypialnej) i powinny być zgodne z – bardzo wprawdzie szerokim, ale jednak wyraźnym – obliczem ideowo-politycznym zespołu.
Każdy, kto wyrzeknie się skrajności i agresywności, szczególnie w słowie pisanym. Kto odrzuca wszelką demagogię, nietolerancję, rasizm. Kto wreszcie będzie zespołowi znajomy z imienia i nazwiska: tekstów anonimowych nie publikujemy z zasady, pseudonimu pozwalamy używać tylko wtedy, gdy zespół wie, kto się za nim kryje.
Które rozwiązania techniczne zastosowano przy budowie serwisu i dlaczego?
Bogdan Miś: Współpracujemy z czeskim serwisem hostingowym Webnode.com, którego system zarządzania treścią wydał się nam najbliższy ideałowi i stosunkowo prosty w obsłudze. Nie jest on naturalnie zupełnie doskonały (na przykład witryna jest zarządzana przy użyciu niezwykle skomplikowanego arkusza stylów, którego samo odczytanie i zrozumienie budowy okazało się nieco za trudne nawet dla fachowca takiej klasy, jak wchodzący w skład naszego teamu największy niewątpliwie dziennikarz informatyczny, Paweł Wimmer), to też nie wykluczamy w przyszłości jakichś zmian. W każdym razie wiemy dokładnie, co chcielibyśmy mieć: zawodowi informatycy z jednej z uczelni powiedzieli nam jednak, że zbudowanie takiego systemu od podstaw zajęłoby z pewnością około roku. A ponieważ na działalność społeczną w tym względzie trudno liczyć, zaś pieniędzy na sfinansowanie projektu chwilowo nie mamy, więc…