Firma Razer próbuje wyjść z gamingowej niszy, bo ich najnowsze słuchawki, Adaro In-ear, dla graczy specjalnie się nie nadają. Słuchawki dokanałowe, bo o takich mowa, są zdecydowanie nastawione na użytkowanie w terenie – do telefonu czy odtwarzacza MP3.
Naprawdę ciężko wyobrazić sobie zapalonego gracza nie siedzącego przy komputerze w solidnym headsecie w pełni zakrywającym jego „radary”. Adaro nie wydaje się także optymalnym wyborem melomanów-podróżników, gdyż dla tej grupy odbiorców Razer to firma anonimowa, w związku z czym raczej nie zaryzykują oni wydania około 300 PLN na sprzęt nieznanej marki. Pozostają gracze z konsolami przenośnymi, ale to dość wąski ułamek rynku.
Pomimo powyższych zagwozdek o target nowego produktu Razer, trzeba jednak uczciwie przyznać, że jak na słuchawki dla nikogo, Adaro In-ear oferują całkiem sporo. Brzmienie jest klarowne, bas przyjemnie atakuje nasze bębenki i pomimo braku wyrazistości środkowych pasm, ogólne wrażenia z odsłuchu są naprawdę niezłe. Słuchawki wyposażono w płaski nieplączący się kabel oraz rzucające się w oczy charakterystyczne zielone wykończenia, które wtajemniczonym od razu podpowiadają, kto stoi za wykonaniem tego produktu. Miłym ukłonem w stronę klientów jest dodanie czterech kompletów nakładek w różnych rozmiarach. Co ciekawe, brzmienie zmienia się w zależności od użytych wkładek – najlepsze jest przy największych. Czy Razerowi uda się wypłynąć na szersze wody z Adaro? Pewnie nie, ale niech próbują dalej.
Ocena
Zdaniem T3
Gamingowa firma zdecydowała się na zrobienie niegamingowego sprzętu. Końcowy efekt jest niezły, ale nie powala na kolana…
-
Design
-
Jakość wykonania
-
Funkcjonalność
-
Cena